Wystawa w podziemiach sanockiego zamku
czynna do 2 sierpnia 2015
Władysław Szulc, ur. w 1933 r. w Staszowie. W latach 1950-1956 studiował konserwatorstwo i muzealnictwo na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po studiach pracował w toruńskim PKZ jako konserwator, wykonawca witraży, a także fotograf. Od roku 1964 kierował pracownią fotograficzną w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Od 1998 r. jest na emeryturze. Fotografią artystyczną zaczął uprawiać po studiach; jako członek Toruńskiego Towarzystwa Fotograficznego, a następnie jako niestowarzyszony brał udział w licznych wystawach i konkursach (z przerwą między 1981-89) i zdobył około 30 nagród i wyróżnień. Najważniejsze z nich to: nagroda Miasta Sanoka za osięgnięcia w zakresie Fotografii i Plastyki w 1997 r., oraz nagroda Wojewody Krośnieńskiego za wieloletnią pracę twórczą w zakresie rozwoju i upowszechniania Kultury w 1998 r. Aranżował też kilkanaście wystaw indywidualnych w miastach na terenie województwa podkarpackiego, a także w Kielcach, Toruniu, Warszawie i Oxfordzie. W 2001 roku został członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. W latach 70-tych zaczął również malować. Swoje prace, głównie akwarele, eksponował przeważnie na wystawach indywidualnych.
FOTOGRAFIA ARTYSTYCZNA WŁADYSŁAWA SZULCA
Wystawy fotografii artystycznej w muzeach polskich są nadal rzadkością. Zapewne decyduje o tym dość nieufny stosunek muzealników do fotografii jako sztuki. Zwłaszcza dzisiaj, gdy zapis cyfrowy umożliwia każdemu wykonywanie niezliczonej ilości zdjęć, wśród których muszą trafić się także piękne, stawianie sobie pytania o granice artyzmu w tej technice wydaje się zasadne. Budzą się także wątpliwości, czy organizując wystawę któregoś z autorów winniśmy zarazem zaprosić do urządzania pokazów muzealnych każdego, kto ma aparat i robi „ładne zdjęcia”? Jeśli nie, to gdzie przebiega delikatna graniczna linia, przekonująca nas, że mamy do czynienia z artystą i dziełem sztuki, a nie zgrabnie zrobioną „inwentaryzacją” rzeczywistości, miłą pamiątkę, popularnym zapisem piękna natury. A przecież istnieje już dyscyplina, którą określamy jako „historię fotografii artystycznej”, wartościująca działa wykonywane tą techniką. Wyodrębniamy też niektórych autorów, wpisując ich nazwiska jako klasyków fotografii. W naszym działaniu usiłujemy sklasyfikować cechy, ukazać wartości, które pozwolą nam określić dzieło sztuki fotograficznej na podobieństwo dzieł czy arcydzieł malarstwa. Przyszłość zapewne dokona swojej selekcji, niekoniecznie zgodnej z dzisiejszymi ocenami. W wartościowaniu oprócz pewnych zasad związanych zwłaszcza z kompozycją zdjęcia, zaczerpniętych z języka sztuk plastycznych, w dużej mierze skazani jesteśmy na osobiste intuicje. Niewątpliwie, fotografia może odsłaniać indywidualność twórcy, jego sposób patrzenia i przeżywania rzeczywistości, może być nośnikiem ekspresji, polem eksperymentu, w jakimś stopniu też – zwłaszcza dziś, przy współpracy z komputerem – kreacją fantazji bliskich malarstwu. Na pewno nie zastąpi obrazu, grafiki czy rysunku i nie zatrzyma na sobie naszego wzroku tak długo, jak wybitne dzieła wykonane tradycyjnymi technikami.
Na tło rozważań ogólnych często nakłada się ważna dla mnie refleksja nad dorobkiem artystycznym Władysława Szulca. Jest to twórczość zarówno fotograficzna, jak i malarska – jedna i druga naznaczona piętnem indywidualizmu, obie o charakterze intymnym i dyskretnym. Czasami w technice akwarelowej zbliża się artysta niebezpiecznie do wierności fotograficznej wobec obiektu, najczęściej z całym talentem nadaje fotografii charakter malarski. Dzisiejsza wystawa jest małą retrospektywą pokazującą 40 fotografii powstałych w ciągu kilkudziesięciu lat. Cały ten dorobek układa się w kilka cykli związanych tym samym motywem. Pierwszy z nich (choć chronologicznie późniejszy), budowany jest z faktur i liszai odnajdywanych na murach budowli. Szulc odkrywa w nich pejzaże, czasami tak sugestywnie, że konkurować mogą z rzeczywistymi. Są one niekiedy tak malarskie, iż absurdalnie zastanawiamy się, czy nie przygotował ich sobie sam za pomocą pędzla. Artysta odszukuje te fragmenty „ubogiej rzeczywistości”, na które na codzień nie zwracamy nawet uwagi lub które drażnią nas swoją brzydotą. Nadaje im nowe formy egzystencji, przenosząc do „krainy” piękna, harmonii, czasami nawet symbolu. Byt, który tak naprawdę nie istnieje – choć jest naszym makroświatem, obojętnym dla nas i niepotrzebnym – zaczyna istnieć iluzyjnie poprzez fotografię i istnieje już jako niezależny utwór artystyczny.
Na przeciwstawnym biegunie znajduje się fotografia, która prezentuje klasyczny motyw: bukiet kwiatów, drzewa, okna, pejzaże, zaułki miejskie itp. Uroda tych zdjęć związana jest pewnie przede wszystkim ze światłem, także kolorem, który udaje się artyście odnaleźć. Jest w tych fotografiach coś więcej, coś co nie tylko daje satysfakcję estetyczną, ale angażuje nasze uczucia.
Wiesław Banach